- Kiedy dowiedziałam się o śmierci Izabeli z Pszczyny, wpadłam w panikę, uświadomiłam sobie, że to mogłam być ja. Mogłam osierocić dwójkę swoich dzieci - opowiada "Wyborczej" Agnieszka. - Czułam, że się duszę. Miałam sparaliżowany każdy mięsień ciała. Nie sądziłam, że tak zareaguję na informację o śmierci innej kobiety. Mnie się udało, Izie nie.
Znicze, banery z hasłami "Ani jednej więcej!", łzy. W Kaliszu cichy protest upamiętniający 30-latkę, która zmarła w szpitalu w Pszczynie, odbył się przed wejściem do biura PiS. Przeważały kobiety, wiele z nich przyszło z dziećmi.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.