Nowe nasadzenia w miastach przyjmują się trudniej, trzeba przeznaczyć wiele lat i sporo pieniędzy na ich pielęgnację, a i tak nie ma pewności, że pożyją dłużej niż 20-30 lat. Przykład: Poznań, Kalisz. Tu nowe drzewa umierają lub atakują je choroby.
Podczas modernizacji ulicy obok ostrowskiego urzędu miasta wycięto kilkadziesiąt orzechów włoskich. - Teraz jest tam patelnia - mówi radny Piotr Lepka i domaga się posadzenia nowych drzew. Urząd miasta obiecuje "wziąć pod uwagę jego propozycję".
Gorącą dyskusją między protestującymi a prezydentem Kalisza zakończyła się pikieta przeciwko wycince drzew przy miejskich inwestycjach. Uczestnicy manifestacji uważają, że urząd bezrefleksyjnie wycina zieleń. Krystian Kinastowski tłumaczył, że większość projektów przejął po poprzednikach.
Czarę goryczy przelała informacja o konieczności wycięcia topoli rosnących wzdłuż ul. Częstochowskiej. A to tylko jedno z nielicznych miejsc, w którym znika zieleń "kolidująca z inwestycją", jak tłumaczy urząd.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.