- Nie masz wrażenia, że mamy do czynienia z "Krystianizacją" Kalisza? - zapytał kilka tygodni temu mój znajomy z powiatu ostrowskiego, który codziennie przyjeżdża do Kalisza do pracy. - Wystarczy przekroczyć granice miasta i wszędzie widać prezydenta. Czasami się boję, że wrócę do domu i też go tam zastanę.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.