Jeden z uratowanych przez niego kaczorków, żyjąc już na wolności, wracał codziennie na kolację. - Przyfruwał, zjadał swoją porcję i odlatywał na noc do siebie. - Trwało to dwa miesiące, aż się całkowicie usamodzielnił - opowiada Zbigniew Słodowy.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.