Dla Budynia, młodego shih tzu, spotkanie z agresorem skończyło się leczeniem w klinice okulistycznej we Wrocławiu. Właścicieli kosztowało to ponad 500 złotych
- Kiedy skazani na prace społeczne pojawiali się w schronisku, pracownicy musieli prowadzić ich za rękę, stać nad nimi, zwracać im uwagę, nie mogli wykonywać swoich obowiązków. Nie o to chodzi - tłumaczy wiceprezydent Grzegorz Kulawinek, któremu schronisko podlega.
Wypadek wydarzył się w placówce, w której kobieta wykonywała prace społeczne i sprzątała boks. - Była przeszkolona i znała zasady - zapewnia Marcin Kozłowski, zastępca kierownika schroniska.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.